Źle, że nie zrobiłem zdjęcia, ale grałem w Dizziego i zostało mi do końca ok 15 gwiazdek. Zabił mnie w kopalni jakiś nietoperz. Może kiedyś uda mi się ukończyć tą grę. Tym razem skończyło się na uratowaniu wszystkich mieszkańców lasu; byłem w zamku w mieście, w morzu, na cementarzu. Chyba już wszędzie; wiadomo, że jeszcze zamek zaksa do pełni szczęścia. No i nieszczęsna kopalnia, gdzie pewnie czeka mnie niejeden zawód i przechodzenie gry od początku. Wszystko przez głupie mini gry, a w kopalni kolejka, na której pewnie stracę niejedno życie. No może nie wszystko przez te mini gry, ale dlaczego nie można z nich wyjść? To co, jak mam jedno życie to i tak muszę przejść mini-grę do końca? Inne możliwości to dać się zabić od razu, ale jak się ma świadomość, że zostało ostatnie życie, to się podświadomie gra gorzej, bardziej nerwowo i i tak mnie zabijają. Chciałbym po jednej nieudanej próbie wyjść, zjeść jakiś owoc, albo odłożyć na później, to nie, twórcy wymyślili, że dopóki mnie nie zabiją, albo dopóki mi się nie powiedzie, to z mini gier nie ma ucieczki. A jak mnie zabiją? To znów od początku? Frustrujące. Doszedłem do wniosku, co pewnie odkrywcze nie jest, największym przeciwnikiem w tej grze jest czas. Bo sobie wyobraź jeden z drugim, że grasz z dwie godziny albo dłużej, zabijają Cię, i w perspektywie spędzenie kolejnych dwóch godzin na robieniu tych samych zadań od początku. Czy twórcy musieli być takimi sadystami? Póki co jednak, się nie poddaję i pewnie niedługo znów zagram w to niedorobione jajko o zerowej przyczepności i skorupce cieńszej niż bąbel ze śliny.