W ramach odpoczynku od Heroesa pograłem w Braida i przeszedłem. Przyznać muszę, że gra okazała się ciekawa. Chwalono ją bardzo za niezależne podejście do sprawy audiowizualnej i muszę przyznać, że jest faktycznie ciekawa, nieduże zastrzeżenia mam tylko do pauzy - niby najprzydatniejszy tryb do planowania posunięć, a nałożony filtr graficzny przeszkadzał mi się skupić.
Na oprawę człowiek po chwili nie zwraca uwagi, najważniejsze są zagadki. Tu jest na szczęście też dobrze. Koleś zmusza nas do zabawy naszym sposobem pojmowania czasoprzestrzeni tworząc tytuł walący dogmat o niemożności cofania do przodu ani posuwania się do tyłu, można to robić nawet jednocześnie. Bardzo, bardzo pomysłowe. Zawiodłem się trochę na poziomie trudności - niby miało być mega trudno, a grało mi się łatwiej niż w Fire 'n Ice. Może to ze względu na moją słabą wyobraźnie przestrzenna, a może doświadczenie w gatunku niedawno nabyte ułatwiło sprawę, ale fakt jest taki, że narzekania głównonurtowych recenzentów na wysoki poziom trudności w grach logicznych muszę ignorować, tak jak komentarze dotyczące trudności zręcznościówek
A jak już o zwinnych palcach mowa - nieraz miałem plan ułożony, ale męczyłem się z czysto techniczną stroną i powtarzałem skoki raz po raz. Niby na forum pegasusowych wyjadaczy takie tezy to herezja, ale umówmy się - to trochę inna kategoria gier. Do narzekań dorzucę jeszcze brak restartowanie misji (trzeba wracać do chmur, grr!) konsolowe naleciałości w postaci slotów zamiast cywilizowanych save'ów i skromnych możliwości ustawień.
Tym niemniej w segmencie niezależnych logiczno-zręcznościowych gra się sprawdza, ba, nawet fabułę z początku wyglądającą jak nadinterpretowane morały polubiłem. A została mi jeszcze walka za czasem na osłodę krótkiej kampanii.
8/10