A ja miałem w zeszycie zapisane tytuły gier. Gdy przechodziłem grę poprawiałem nazwę gry zielonym mazakiem. Czy crap czy klasyk było bez znaczenia, każdą chciałem przejść. W tym samym zeszycie prowadziłem obliczenia, jedne dotyczyły tego ile procent gier przeszedłem i pamiętam, że wychodziło coś około 90%.
Mogę nie pamiętać, w które najdłużej grałem w dzieciństwie, więc wystawiam tylko trójkę.
Battletoads.
Gra była ekstra, ale niezwykle trudna jak dla mnie. Męczyłem się nad kilkoma poziomami, o ile Level 3 przechodziłem z łatwością, kolejne sprawiały mi niezwykłą trudność. Pewnego dnia gdy zacząłem grać wieczorkiem, przeszedłem grę około 4 nad ranem otulony w koc z podkrążonymi oczami.
Back to the Future II & III.
Niezwykle długa i nudna gra. Na 3 kartkach z bloku rozrysowaną miałem przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Pozaznaczane wszystkie drzwi i gdzie one prowadzą, a także zaznaczone miejsca z rebusami. Na 4 karce miałem właśnie wypisane łamigłówki i gdy nie grałem, siedziałem ze słownikiem od angielskiego i je rozszyfrowywałem. Oczywiście nie dało się wszystkich, ale nadal wierzyłem, że uda mi się ją przejść. Gdy już mapy czasowe miałem gotowe, przystąpiłem do przechodzenia. Grałem od rana, potem zrobiłem przerwę, potem znowu grałem do wieczora, zostawiłem pegasusa włączonego na noc, rano dalej grałem, zrezygnowałem dopiero wieczorem i wyłączyłem konsole. Tej gry nie udało mi się ukończyć ;/
F1 Hero.
Wybierając nazwę gracza po podaniu imienia dodałem liczbę, ot tak sobie, bo akurat spojrzałem na kalendarz. Był 26 sierpnia. Nie sądziłem wtedy, że ta gra będzie aż tak długa. Pół zeszytu zapisanego japońskimi krzaczkami, które były po to by można było kontynuować grę od tego momentu. Zapisywałem co runda w razie jakbym przegrał wyścig. Trwały one strasznie długo. Co jakiś czas robiłem przerwy w sezonie, a grę ukończyłem calutką przed świętami. Albo to było boże narodzenie albo Sylwester. W końcu mogłem ją podkreślić na zielono :]